Na tą prowincję, a w szczególności zachodnią jej część czekaliśmy długo i niemal z wypiekami na twarzy. Zamieszkiwane w 90% przez Tybetańczyków tereny prowincji Kham wcielonej do Chińskiej Republiki Ludowej gwarantują autentyczne i wyjątkowe przeżycia w przepięknej górskiej scenerii na wysokościach dochodzących do 5000m n. p. m. Temperatura kilka stopni niższa, zimny wiatr, pogoda nieprzewidywalna, rozrzedzone powietrze, którego nie zawsze starcza na pełny oddech. Prawie 3 tygodnie jeżdżenia przez Tybetan Highway jedną z najsurowszych i najwyżej położonych dróg na świecie.
Jadąc długie godziny w autobusie, najczęściej regularnie podskakując na wyboistej drodze, przez zakurzone tybetańskie wioski i miasteczka, zielono-żółte pastwiska pełne pasących się czarnych jaków i rozrzuconych namiotów Nomadów oraz kolorowe buddyjskie klasztory i świątynie, gdzie życie toczy się w rytmie mantry.
Ogromne, puste przestrzenie, zielone wzgórza, śnieżne szczyty, górskie strumienie, krajobraz upstrzony w wielu miejscach kolorowymi flagami modlitewnymi i białymi dumnie stojącymi stupami.
Powiew świeżości i niepowtarzalność mieszkańców: mnisi i zakonnice w bordowych szatach, lokalne kobiety z czarnymi warkoczami kolorowymi ozdobami we włosach, lokalni kowboje w kapeluszach i na ozdobionych ‘rumakach’ niestety coraz częściej już mechanicznych, wszyscy wyposażeni w różańce, które nieustannie mielą w dłoni.
Jedzenie również oferuje nowe doznania: na śniadanie – tsampa (masa na ciasto, prażona mąka jęczmienna, woda cukier i masło z jaka wszystko wymieszane wałsną ręką), na lunch – momosy (pierożki z różnym nadzieniem), a na obiad, mięso jaka wszystko popite słoną herbatą z masłem z jaka…
Nasza trasa Kanding – Daocheng – Yading – Litang – Kanding – Tagong – Seda – Chegdu. W kolejnych opisach przybliżymy niektóre z odwiedzonych miejsc…póki co popatrzcie sami… TASHI DELE!!!
Reszta fotek z drogi i z Litang.
Pozdrawiamy!
awesome! 🙂
To jest moje wielkie od lat marzenie.
Tybet zanim zniknie pod podeszwami butów Chińczyków i turystów. By utrzymać kulturę potrzeba silnego narodu, a Tybetańczycy są delikatni
Widziałem Dalajlamę. Byl na spotkaniu we Wrocławiu, jeden człowiek w wielkiej hali ludowej. Jak na tratwie na środku oceanu ludzkich głów, siedzących i słuchających.