Uluru (Ayers Rock) to bez wątpienia australijski symbol i zarazem jedna z największych atrakcji tego kraju, odwiedzających turystów jest więcej niż rodowitych mieszkańców outbacku. Czekaliśmy długo, żeby zobaczyć słynną skałę na własne oczy. Miejsce znaliśmy jedynie z fotografii i najczęściej była to czerwona bryła odcinająca się na niebieskim niebie. Co nas zaskoczyło i zachwyciło, a co rozczarowało?
Zachwyciła nas sama skała, którą dokładnie pooglądaliśmy podczas dziesięcio kilometrowego spaceru wokół podstawy Uluru. Z daleka wygląda jak niemalże jednolita bryła, natomiast z bliska można podziwiać jej zakamarki, fale, poszarpane nierówności , wgięcia, przebarwienia, jaskinie, malowidła Aborygeńskie oraz rzeźbienia.
Co zakręt pojawiały się nowe nieregulnarości, co sprawiało, że trekking choć po płaściutkiej powierzchni był urozmaicony. Dodatkowo szlak prowadził po terenie porośniętym wegetacją, która była ku naszemu zaskoczeniu zielona: trawy, drzewa, krzaczki i suche kule przemieszczając się na wietrze. Miejsce magiczne i wyjątkowe, z zadartymi głowami kontemplowaliśmy w spokoju.
Dla zainteresowanych historią Uluru codziennie można udać się na darmowe wyjście z przewodnikiem, pracownikiem parku, który zatrzymując się w kilku miejscach naświetla fakty związane ze znaczeniem i symboliką monolitu – jednym z najważniejszych mejsc dla Aborygenów.
Jedną z największych kontrowersji związanych z odwiedzaniem tego miejsca kultu jest kwestia wchodzenia na Uluru. W miejscu wyjścia na szlak prowadzący na szczyt monolitu znajduje się ogromna tablica informacyjna prezentująca treści w kilku językach z prośbą o zaniechanie wspinaczki.
Dla nas było oczywiste że uszanujemy prośbę i nie musimy koniecznie zobaczyć widoku z góry, natomiast gro ludzi kompletnie ignoruje ten fakt i postanawia wejść i ‘zaliczyć’ górę. Suma sumarum każdy robi jak chce, jest jednak smutne, że ludzie nie szanują czyjejś świętości.
Cały teren parku Uluru – Kata Tjuta zosatał oddany w ręce prawowitych właścicieli niespełna trzydzieści lat temu. W okolicach Uluru zostało zbudowane duże centrum informacyjne, udekorowane aborygeńka sztuką. W środku można zobaczyć między innymi krótkie filmiki prezentujące obyczaje Aborygenów, wystawkę fauny i flory oraz zakupić pamiątki. Dla nas wrażenie całości było dość żenujące, byliśmy mocno rozczarowani prezentacjami i całym ośrodkiem. Nie wiem czemu naiwnie oczekiwaliśmy , że będą tam Aborygeni, którzy będą opowiadać o swojej kulturze i dziedzictwie, że jakoś ten ośrodek będzie bardziej informacyjny i ciekawy. Jedynym plusem były grille, na których można było upichcić lunch z widokiem na Uluru i odrobina cienia. Jakoś za mało było Aborygeńskiej obecności w tak ważnym dla nich miejscu.
Uluru oraz cała okolica zrobiły na nas duże wrażenie. Skała pięknie prezentuje się o różnych porach dnia zarazem z dystansu jak również z bliska podczas trekkingu. Monolit wygląda imponująco w każdych warunkach oświetleniowych oraz pogodowych. Podczas deszczu ze scian Uluru spływaja wodospady jednak dla wiekszości to powalający kontrast czerwonej skały na niebieskim niebie jest tym upragnonym i pożądanym widokiem.
Pomimo kompletnej komercializacji tej atrakcji turystycznej, można doświadczyć trochę magii, szczególnie gdy zgłębi się temat genezy i znaczenia skały. Niezapomniana jest rownież ilość gwiazd na nocnym niebie, oraz wschody i zachody słońca. Doskonałe miejsce na podziwianie artystycznych fanaberii na nieboskłonie.
Zdecydowanie warto sie pofatygować i przejchać setki kilometrów do centrum Australii, żeby spedzić kilka dni w okolicach Uluru. Dla nas osobiście ze względu na scenerię oraz wyjątkowość było to jedno z najciekawszych miejsc na tym kontynencie.
Pozdrawiamy!
Siatki na muchy? czyli znaczy że muchy to wy 😉 Nie pomyslalabym że jedna góra a tyle radości ze zwiedzania. Bardzo ciekawie opisane.
Może nie siatki na a bardziej siatki przeciw wrednym małym muszkom, które atakuja każdą możliwy otwór w ludzkiej twarzy. W pewnych okresach jest ich pełno na outbacku i każde wyjście z samochodu bez takiej ochrony jest bardzo uciążliwe. Pozdrawiamy
Zawsze chciałem pojechać do Australii. Ale po tym wpisie zachciało mi się jeszcze bardziej 😉
Skoro dla Aborygenów Urulu to miejsce święte, to szkoda że w ogóle na szczyt prowadzi szlak. Kompletny brak poszanowania dla kultury rdzennej ludności. Ehhhh…
A siatki na muchy są naprawdę cool 😉
Bardzo fajne zdjęcia, ale ptaszek w kąpieli najfajniejszy 🙂
Słyszałam o Uluru parę razy i się zastanawiałam czy ma sens jechać w tym kierunku, ale jednak grono osób, które zachęcają jest większe.
fajne zestawienie tych 3 widoków Uluru o innych porach dnia 🙂 ale zdjęcie o zmierzchu – nieziemskie! :):) i ten 10-kilometrowy spacerek! 😀
Magiczne miejsce, piękne zdjęcia.
Miło, że uszanowaliście wolę Aborygenów. Niestety wielu “turystów” ma gdzieś inne kultury i ich zwyczaje.
Pozdrawiam.
Podążam za Wami przez Australię z przyjemnością, bo opdwiedzacie znane mi z przeszlości miejsca. Zastanawiam się dlaczego Aborygeni, którym oddano Uluru, po prostu nie ściągną łańcuchów ze szlaku.
Pozdrawiam
Kasia
Niezły blog. Niezła relacja. Oby tak dalej! 🙂
Przepiękne zdjęcia i mega magiczna kraina.
Na prawdę można się wsłuchać w swoje myśli.
Ja teraz planuję wyjazd z żoną do Australii. Dzięki Wam jestem jeszcze bardziej nastawiony na dłuższy pobyt w tym pięknym kraju 😉
Piękne zdjęcia, fajnie patrzeć, że ludzie tak mogą podróżować. Tylko pozazdrościć.
P.S Nie wiedziałam, że na Uluru nie wypada wchodzic.
Piękne krajobrazy i świetne zdjęcia!
Macie olbrzymie szczęście, że możecie sobie pozwolić na takie ekscytujące przygody.
Niesamowite zdjęcia, świetnie się czyta.
Stawiam sobie postanowienie, żeby choć raz w roku udać się w daleką podróż.
pozdrawiam
Naprawdę piękne miejsce i podziwiam, że zdecydowaliście się uszanować Aborygenów świętość. Mnie z pewnością korciłoby wejście na samą górę…
Piękne zdjęcia, ciekawa relacja! Pojechałabym, oj pojechała… 🙂
Australia… Cudowne miejsce…:)
Pozdrawiamy,
Republika Podróży
Niesamowite widoki, zazdroszczę zobaczenia tych przepięknych krajobrazów na żywo 🙂
Szacunek dla Was za uszanowanie woli Aborygenów. Widoki na pewno piękne z tej górki, ale tyle jest niesamowitych miejsc w Australii, że chyba nie ma czego żałować. Pozdrawiam.
Przepięknie! Też chcielibyśmy móc fotografować takie widoki w Australii!
Miejsce robi wrażenie. Od razu przypomina się nam “Piknik pod wiszącą skałą”… Piękne zdjęcia, fajny busik:-)
Trafiłam na blog przez przypadek, ale zachęciliście mnie, żeby ponownie spróbować polecieć do Australii po nieudanym zakupie biletu do Sydney..w Kanadzie 🙂
Piękne zdjęcia i interesujące opisy.
Pamiętacie ile kosztowało wynajęcie tego busika? Gdzie taki fajny znaleźliście? Możecie podać jakieś szczegóły? Pozdrawiam
Vana kupowaliśmy, nie wynajmowaliśmy. Jest mało opłacalne wynajmowaie na długi okres. Najtańsze busiki do wynajęcia były z firmy juicy car lub juicy van.