Góry, lasy, jeziora i…..SER czyli szlak Lantang – Gosainkund – Helambu cz.2

Trasa po dolinie Lantang zwiększyła nasz apetyt na kolejne wędrówki, dodatkowo poprawa pogody spowodowała, że byliśmy gotowi zobaczyć co szlak Gosaikund ma nam do zaoferowania. Dość szybko trasa wspina się wysoko przez tereny rolnicze ponad linię drzew by ujawnić ogromną panoramę kilku znanych pasm Himalajów.  Następnie szlak prowadzi przez kilkanaście świętych jezior z których największe Gosainkund  jest bardzo ważnym miejscem pielgrzymek i co roku około 20 tysięcy wyznawców hinduizmu kąpie się w jeziorze w czasie festiwalu w sierpniu. Na zakończenie na wysokości 4640m n.p.m jest również do przejścia przełęcz Laurebina La.

Dzień 7. Z Bamboo 1930m n.p.m do Thulo Syabru 2260m n.p.m

Po godzinie od wyjścia z Bamboo dochodzimy do skrzyżowania szlaków i przechodzimy na trasę Gosainkund zaczynając od nowa wspinaczkę pod górę. Pierwszy nocleg spędzamy w uroczej wiosce  Thulo Syabru, znajdującej się na wzgórzu ponad kaskadowo utworzonymi polami uprawnymi.

Wybieramy schronisko, w którym jesteśmy jedynymi gośćmi, jednak na brak towarzystwa nie narzekamy wieczór spędzamy na rozmowach z rodziną prowadzącą ośrodek. Głowa rodziny Shiva jest przewodnikiem więc opowieściom nie było końca, przewinęły się najróżniejsze tematy od trekkingu, przez sytuację polityczną po życie i realia codzienne.  Bardzo miło spędzony wieczór.  Na deser fundujemy sobie snikers momo, wynalazek dla turystów, baton snikers w cieście usmażony w głębokim tłuszczu pod wpływem temperatury rozpływa się na talerzu.  Brzmi dziwnie ale smakuje wyświnicie!

Dzień 8. Z Thulo Syabru 2260m n.p.m do Sing Gompa 3330m n.p.m

W tym dniu szlak prowadzi stromo do góry zygzakiem przez pola ziemniaczane, a następnie przez las. Dzień jest słoneczny, więc chętnie chowamy się w cieniu drzew. Po 2,5 godzinach wspinaczki dochodzimy do dwóch małych sklepików z herbatą oferujących zimne napoje i przepiękną panoramę na pasmo Ganesh. Stąd tylko 40 minut spaceru przez las i jesteśmy w Sing Gompa. Jest dość wcześnie i możemy iść dalej jednak po co się spieszyć, nie przyjechaliśmy tu żeby bić rekordy poza tym jest to nasz 8 dzień chodzenia bez dnia odpoczynku. Postanawiamy zostać tu na noc popołudnie spędzamy grzejąc się w słońcu. Dodatkowym bonusem jest kolejna, trzecia fabryka sera! Nie możemy się oprzeć testujemy, ser łagodniejszy od poprzedniego ale jaki piękny cały w dziury, nie ma co kupujemy kawałek na drogę, tym razem w rozsądnych ilościach 🙂

Dzień 9. Z Sing Gompa 3330m n.p.m do Laurebina Yak 3920m n.p.m

Fundujemy sobie kolejny krótki dzień. 2 godziny i 500 metrów za nami dochodzimy do Laurebina Yak. W końcu wychodzimy ponad linię drzew i widzimy pasma górskie i to jakie Annapurna, Manaslu, Ganesh, nienazwane szczyty z Tybetu i Lantang Lirung w pełnej okazałości. Zostajemy i cieszymy oczy jak pisaliśmy wcześniej nikt nas nie goni. Relaks i piękny zachód słońca –czegoż chcieć więcej!!!

Dzień 10. Z Laurebina Yak 3920m n.p.m do Phedi 3740m n.p.m przez przełęcz Laurebina La 4640m n.p.m

Były lasy i góry czas na jeziora. Dwie godziny drogi pod górę i pojawia się pierwsze ze świętych jezior. Kilka schronisk zbudowanych w pięknej dolinie kusi, żeby zostać ale my dziś idziemy przez przełęcz koniec z labą i długa droga przed nami. Dajemy sobie godzinkę na spacer po okolicy i wędrujemy na przełęcz bo wszyscy straszyli, że trzeba być wcześniej bo po 12.00 to już mocno wieje. Idąc coraz wyżej co jakiś czas odwracamy się i podziwiamy widok na jeziora i schroniska w Gosainkund.

Po drodze jest trochę śniegu na zboczach ale poza tym spokój, cisza, powietrze stoi w miejscu. Siadamy przy flagach żeby chwilę odpocząć i wsłuchać się w Himalaje…

Za przełęczą szlak prowadzi ostro w dół po kamiennych stopnio-schodach, po 2 godzinach kolanka trochę już bolą, ale trzeba iść dalej. Przed nami w dolinie pojawiają się puszyste chmurki i tak stopniowo gęstnieją, że aż w końcu pojawia się gruba kołderka, na którą ma się ochotę skoczyć i polewitować w powietrzu… takie mamy pomysły 🙂

Po pewnym czasie trzeba było w ‘kołderkę’ wejść i w chmurze dochodzimy do Phedi i w bardzo skromnym schronisku zostajemy na nocleg.

Od Phedi trasa łączy się ze szlakiem Helambu. My chcemy zejść nim do Katmandu. Szlak Helambu charakteryzuje się bogactwem kulturowym i oferuje wizytę w malowniczych wioskach.   Wersji jest kilka, a my chcieliśmy wybrać mniej uczęszczaną opcję jednak szyki pokrzyżowała nam pogoda.

Dzień 11. Z Phedi 3780m n.p.m do Mangengoth 3420m n.p.m

Ten dzień daje nam w kość trasa prowadzi ostro w górę i w dół głównie po stopniach i kanionach. Do tego najpierw mży a później pada deszcz i krajobraz dominuje gęsta mgła! Widoków zero, trasa wyczerpująca i ogólnie nie mamy żadnej przyjemności!!! Przemoczeni zatrzymujemy się na lunch w malutkim schronisku, suszymy rzeczy i zastanawiamy się co dalej. Jesteśmy na skrzyżowaniu dróg więc albo idziemy alternatywną trasą, albo schodzimy głównym szlakiem do Katmandu. Patrząc za okno i nie widząc nic dalej niż na kilka metrów decydujemy że idziemy w dół i to jak najszybciej. Wysuszeni wychodzimy na kolejne 2 godziny i w mało sprzyjających warunkach schodzimy niżej do schroniska. Oprócz nas jedynym dodatkowym gościem jest starsza Niemka. Koza grzeje dobrych kilka godzin i jesteśmy w stanie wysuszyć wszystkie wierzchnie ubrani i kompletnie przemoczone plecaki.

Dzień 12. Z Mangengoth 3420m n.p.m do Thotundanda 2156m n.p.m

Następny dzień nie jest lepszy. Rano gęsta mgła i lekki deszcz, który przechodzi po 2 godzinach w ulewę. Zatrzymujemy się bo dosłownie nie ma jak iść leje jak z cebra. Czekamy i czekamy i tak po jakimś czasie deszcz słabnie, a my postanawiamy iść dalej. Jak na złość w tym dniu nie mijamy nikogo po drodze, a mgła jest po prostu jak z horroru. Jak Roman tylko pójdzie trochę szybciej to tracę go z oczu. Idąc w takich warunkach przez las na myśl przychodzą tylko sceny z filmów grozy. Jak nigdy do tej pory nie było tyle rozgałęzień dróg. Nie mając przewodnika nie wiemy gdzie iść, nie ma nikogo żeby zapytać, ogólnie porażka. Szlak jest kompletnie nieoznakowany. Próbujemy różnych sposobów, śledzimy ślady, zwierzęce odchody, papierki po cukierkach a nawet rurę z wodą. Mamy o jeden raz za mało szczęścia i gubimy się na trasie. Po półtorej godzinie widzimy chatkę na środku pola, wchodzimy do środka tam wita nas duży pies i jego właściciel, tłumaczący że źle idziemy ale on zna skrót i  nam pokaże. Myślimy sobie świetnie jesteśmy w du… i mamy iść teraz lokalnym skrótem no ale nic wracać nam się nie chce bo ostro pod górę i znowu te rozgałęzienia, no to idziemy. Trasa prowadzi przez pola uprawne, las i zastawione zasieki, przez które Roman prawie spada w przepaść, ogólnie mamy wrażenie, że nie powinno nas tu być.  Po kilku godzinach mamy dość znajdujemy schronisko i zatrzymujemy się na noc.

Dzień 13. Z Thotundanda 2156m n.p.m do Sundarijal1460m n.p.m

Dziś mamy bardzo ambitny plan żeby zejść na sam dół. Wychodzimy bardzo wcześniej rano jest mglisto i pochmurnie. W sumie idziemy 4 godziny w górę i 6 godziny w dół. Mijamy wioski, pola uprawne i park narodowy, w którym szlak prowadzi w wielkim kanionie. Jesteśmy wyczerpani schodzeniem w dół kolana bolą mamy po prostu dość. Jesteśmy bardziej zmęczeni niż w jakikolwiek dzień idąc w górę. Znajdujemy autobus i przeszczęśliwi ostatnią godzinę( pomimo że jest to tylko 20km) jedziemy do stolicy.

W sumie w ciągu 13 dni przeszliśmy około 200km. Miała być rozgrzewka a wyszedł całkiem niezły maraton. Trek był piękny i wart naszego zachodu. Jest on ciekawą alternatywą najpopularniejszych tras Annapurny i Everestu i warto brać go pod uwagę przy planowaniu pobytu w Nepalu.

Reszta fotek znajduje się tutaj.

Pozdrawiamy!

This entry was posted in Nepal and tagged , , , , , . Bookmark the permalink.

Leave a comment