Wąwóz Skaczącego Tygrysa

25km malowniczego trekingu przez wąwóz z widokiem na burzącą się w dole niespokojną rzekę Jangcy. Trasę rozłożyliśmy na dwa dni, wyruszyliśmy późnym południem więc pierwszego dnia zdołaliśmy dotrzeć  do pierwszego hosteliku na trasie. Po drodze poznaliśmy kilka osób i tak w towarzystwie zdobyliśmy jedną z najsłynniejszych tras w Chinach. Wąwóz Skaczącego Tygrysa to wąska dolina między Śnieżną Górą Nefrytowego Smoka ponad 5500m npm a górą Haba 5400 m npm. Różnica poziomów od koryta rzeki Jangcy do najwyższych szczytów wynosi prawie 3900 m. Rzeka w najwęższym punkcie zwęża się do zaledwie 30m.

Przed wyruszeniem czytaliśmy jaka to ciężka trasa i jaką to trzeba mieć kondycję fizyczną, żeby ją przejść. Baliśmy się trochę o naszą formę ale okazało się, że albo z nami nie jest aż tak źle, albo trasa wcale nie jest aż taka trudna. Po pierwszym noclegu wyruszyliśmy już o 7 rano, pierwsze 3 godziny były dość męczące, gdyż szlak prowadził cały czas pod górę przez tak zwane 28 załamań, czyli zygzakiem prawie na szczyt. Po dotarciu na szczyt panorama zapierała dech w piersiach, pięciotysięczniki okalające wąwóz robiły duże wrażenie.

Dalej już szlak prowadził przez zbocza gór, miejscami bardzo się zwężając i wisząc nad urwiskiem. Pogoda dopisywała, nie było zbyt gorąco i przez chmury przebijało się słońce.  Za każdym zakrętem pojawiła się nowa panorama gór, wodospad, bądź stadko pasących się kóz. Wędrowaliśmy cały dzień ciesząc oczy  pięknem natury.

Wieczorem dotarliśmy do miejsca, w którym można zejść do samej rzeki i podziwiać jej niespokojny nurt i skałę tygrysa, z której według legendy tygrys przeskoczył na drugi brzeg Jangcy uciekając przed myśliwymi,  to jednak postanowiliśmy zrobić następnego dnia rano.

Zejście do rzeki okazało się chyba najbardziej męczącym fizycznie etapem, gdyż szlak wiódł dość pionowo w dół, a następnie przez wiszące wykute w skale półki. Jak stanęliśmy na skale leżącej w Jangcy to poczuliśmy siłę żywiołu. Nurt wody był tak silny, że czuło się go pod stopami. Myślimy, że jakby włożyło się choćby jedną stopę do wody, to rzeka porwałaby śmiałka i nie było by ratunku. Woda burzyła się, wirowała i pieniła z rozwścieczeniem w najwęższym miejscu koryta.

Następnie trzeba było znów wspiąć się do miejsca z którego wyruszyliśmy, lecz inną trasą niż schodziliśmy i ten etap z moim lękiem wysokości okazał się najcięższy, gdyż ścieżka szerokości 30-40cm wyżłobiona w skale  wisiała tuż nad przepaścią a na zakończenie trzeba było pokonać 30m drabiny, w bardzo mało profesjonalny sposób przyczepionej do pionowej skały.

Opory tkwiące w nas są jednak po to by je przełamywać , po dotarciu na górę na lekko drżących nogach lecz z uśmiechem na ustach poczuliśmy dużą satysfakcję . Następnie trzeba było złapać jeszcze stopa by dojechać do miejsca w którym 2 dni wcześniej zostawiliśmy plecaki. Po drodze mijaliśmy wycieczki nieco leniwych chińskich turystów oglądające wąwóz z dołu i nie myślące nawet o próbie wejścia na górę.

Reszta fotek znajduje się tutaj.

Pozdrawiamy!

This entry was posted in Chiny and tagged , . Bookmark the permalink.

Leave a comment