Wokół Annapurny – cz.1

Czekaliśmy ponad miesiąc, żeby w końcu przejść słynny szlak wokół Annapurny. Jak się okazało warto było czekać, sezon się skończył, a my zdążyliśmy się rozgrzać  na trasie Lantang -Gosainkund – Helambu. Wiedzieliśmy czego się spodziewać, jakie panują warunki i co ze sobą zabrać. Ciężko było się ruszyć z magicznego secret place ale twardo 29 listopada wyruszyliśmy na szlak. Tym razem postanowiliśmy wynająć jednego tragarza. Podjęliśmy taką decyzję z kilku powodów. Po pierwsze wiedzieliśmy, że będzie zimniej i chcieliśmy zabrać dodatkowe ciepłe rzeczy. Po drugie wejście na przełęcz 5416m n.p.m z plecakami 12kg bo tyle nam wyszło po spakowaniu lekko nas przerażało, gdyż nasze poprzednie doświadczenie na mniejszej wysokości bo tylko 4900m n.p.m uświadomiło nam że ledwo idziemy z 6kg obciążeniem. Po trzecie jak już wiedzieliśmy, że i tak tragarza wynajmiemy to kupiliśmy parę extra smakołyków na drogę. Z naszej decyzji byliśmy bardzo zadowoleni. Tula, młody Nepalczyk okazał się przesympatycznym człowiekiem i właściwie bardziej przewodnikiem niż tragarzem, dzięki jego znajomości trasy i wiedzy o górach znacznie więcej wynieśliśmy z całego doświadczenia.

Szlak wokół Annapurny nie bez powodu jest uznawany za jeden z najpiękniejszych na świecie. Trasę można przejść już w 8 dni ale nie warto się śpieszyć i należy poświęcić więcej czasu nawet do trzech tygodni. Każdy dzień jest ciekawy i stopniowo zmienia się krajobraz. Subtropikalna sceneria i dolina z tybetańskimi wioskami i klasztorami skad codziennie można podziwiać Himalajskie szczyty prowadzi przez przełęcz Thorung La 5416m n.p.m  do doliny Kali Gandaki, która oferuje kompletnie inny Trans-himalajski pustynny krajobraz, niegdyś ważny szlak handlowy z Tybetem.

Dzień 1. Ngadi 900m n.p.m

Zaczęło się z przygodami, bo spóźniliśmy się na autobus i goniliśmy go taksówką we mgle i mżawce. Dzięki Bogu w Nepalu transport publiczny jest niezwykle wolny, więc po paru minutach siedzieliśmy już w różowym super autobusie marki TATA.  Do Besisahar dojechaliśmy po 5 godzinach i mieliśmy wybór: złapać kolejny autobus lub przejść 16km do miejscowości Bhulbhule, z której wyrusza szlak, wybraliśmy tą drugą opcję gdyż wiedzieliśmy że droga jest koszmarna i jazdy autobusem mieliśmy już dość. Pierwszą noc spędziliśmy w niezwykle uroczym schronisku z pięknym kwiecistym ogrodem. W całym Ngadi nie było innych turystów, o 17:00 zbobiła się już szarówka, a niedługo później ciemno, więc jak to bywa na treku spać poszliśmy o 19.00!

Dzień 2. Chamje 1410m n.p.m

Następny dzień był pochmurny, nie padało i temperatura sprzyjała pieszym wędrówkom. Trasa prowadziła przez liczne wioski, w których całe społeczności były zaangażowana w prace przy żniwach na polach. Ścięte zboże trzeba było wymłócić przy użyciu bydła i ręcznych narzędzi, poukładać na dużych stosach, pola uporządkować i przygotować na zimę.  Wszystkie uprawy były już ścięte, zupełnie inaczej musi wyglądać krajobraz gdy kaskadowe poletka biją bujną zielenią. Szlak nie był wymagający, więc bardzo przyjemnie szło się mijając kolejne osady, przechodząc nie zawsze stabilne zawieszone mosty, podziwiając wodospady. Przy jednym postanowiliśmy się zatrzymać i spędzić noc w schronisku znajdującym się nieopodal. W Chamje , gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg spotkaliśmy pierwszych turystów, małą grupę anglików.

Dzień 3.  Timang 2630m n.p.m

Początkowo trasa prowadziła trawersem wysoko nad korytem rzeki, następnie szlak wspinał się wysoko po kamiennych schodach. Doszliśmy do Tal pierwszej osady w rejonie Manang. Miejscowość ta wzięła swoją nazwę od jeziora, które kiedyś wypełniało dolinę. Następnie musieliśmy uporać się z długą karawaną koni, której na wąskiej ścieżce nie było łatwo wyprzedzić.

To właśnie te zwierzęta stanowią bardzo ważny środek transportu, gdyż w rejony do których nie dochodzi droga jest to najskuteczniejszy sposób transportu towarów, materiałów budowlanych i wszelkich niezbędnych mieszkańcom rzeczy. Mijaliśmy kolejne wioski, w których zaplecze turystyczne było bardzo rozwinięte jedne zachowały przy tym miły charakter, inne natomiast były tylko skupiskami betonowych budynków.  Wkroczyliśmy również w dolinę Manang i dzięki poprawie pogody ujrzeliśmy pierwsze śnieżne szczyty. Na sam koniec dnia zafundowaliśmy sobie 400metrowe podejście w górę i w Timang zatrzymaliśmy się na noc. Wieczorem podziwialiśmy zachód słońca nad pasmem Manaslu.

Dzień 4. Upper Pisang 3310m n.p.m

Kolejny dzień przynosi ze sobą piękne widoki.  Mieliśmy w końcu wymarzoną pogodę niebieskie niebo upstrzone tylko kilkoma białymi barankami. Wyruszyliśmy wcześnie rano i początkowo szliśmy w sosnowym lesie. W tym rejonie każda wioska na początku i końcu może poszczycić się pięknymi stupami i ciągami mani.

Tybetańskie korzenie są tu bardo widoczne, charakter wiosek i lokalna ludność  stanowią bardzo ciekawy element kulturowy tego szlaku. W tym dniu trasa głównie prowadziła przez las, kilka razy przechodziliśmy przez  zawieszone mosty, widzieliśmy również ekipę poszerzającą drogę wydrążoną w skalnej ścianie, hałas maszyn lekko zakłócał panujący wokół spokój . Poza tym drobnym szczegółem było dokładnie tak jak sobie to wyobrażaliśmy, całodniowa wędrówka w pięknej naturze, spokój, cisza, dookoła nikogo sama przyjemność!

Na nocleg zatrzymaliśmy się w Upper Pisang skąd z okna naszego malutkiego schroniska podziwiamy niesamowity widok na Annapurnę II, która wydawała się być na wyciągnięcie ręki.

Dzień 5. Ngawal 3660m n.p.m

Do Manang prowadzą dwie trasy jedna idzie wysoko jest bardziej wymagająca i o 3 godziny dłuższa od mniej widowiskowej drogi w dolinie. Wybraliśmy trudniejszą opcję bo po to właśnie wybraliśmy się na ten szlak, żeby oczy nacieszyć widokiem gór. Trasa ta przeszła najśmielsze oczekiwania. Widoki zapierają dech w piersiach i nie będziemy się silić na kwieciste opisy zobaczcie sami. Doszliśmy do wniosku że nic nas nie goni i postanawiamy spędzić noc w drugiej na trasie wiosce Ngawal.

Dzień 6,7 Bragha 3470m n.p.m

Naszym celem w tym dniu była położona o 3 godziny drogi  Bragha więc na spokojnie kontynuowaliśmy drugą część  górnej trasy i co jakiś czas przystawaliśmy i po prostu gapiliśmy się dookoła nie wierząc, że może być tak bajecznie. Mimo wysiłku szliśmy lekko jak w chmurach, ciało i dusza odpoczywały i nie wyobrażamy sobie lepszych warunków do oderwania się od rzeczywistości i uwolnienia myśli.

Do miejsca naszego noclegu doszliśmy około południa więc drugą część dnia spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy. W tej uroczo położonej średniowiecznej wiosce znajduje się 500letnia gompa, posiadająca imponującą kolekcję statuetek i manuskryptów.  Dolina, w której znajduje się Bragha zdominowana jest przez strzeliste klify i śnieżne szczyty pasma Annapurny piękniejszą scenerię ciężko sobie wyobrazić.

Kolejnego dnia wybieramy się na ambitną wycieczkę na Ice Lake położony na 4600m n.p.m. Wspinaczka wydawała się nie mieć końca. Długa trasa prowadziła przez kolejne punkty widokowe i za jednym szczytem pojawiał się następny, który trzeba było pokonać. W końcu udało się wdrapać 1100 metrów do góry i zadowoleni z siebie usiedliśmy na brzegu jeziora. Wysiłek okazał się solidnie wynagrodzony widoki po drodze były takie…

To dopiero połowa trasy na ciąg dalszy zapraszamy w następnym odcinku…

Reszta galerii znajduje się tutaj.

Pozdrawiamy!

This entry was posted in Nepal and tagged , , , , , . Bookmark the permalink.

1 Response to Wokół Annapurny – cz.1

  1. san says:

    speechless. wish i were there… thanks for sharing. 🙂 san

Leave a comment